COVID-19 to nowa choroba i wciąż się jej uczymy. Jest zjawiskiem naturalnym, pochodzi od nietoperzy. Wiemy, że powoduje ją wirus SARS-CoV-2, wirus RNA co sugeruje łatwość tworzenia mutacji. Jest on w pełni wrażliwy na standardowe środki dezynfekcyjne i procedury odkażające.
Wrotami zakażenia jest układ oddechowy, tam też wirus głównie replikuje, zakażając przede wszystkim pneumocyty. Wirus jest obecny w największej ilości w ślinie i wydzielinach z dróg oddechowych. Skóra (dłonie) nie stanowi wrót zakażenia.
Wirus przenosi się drogą kropelkową, zawarty jest w drobinach śliny i plwocinie emitowanej w trakcie kaszlu czy pielęgnacji rurki intubacyjnej, nie udowodniono zakażeń drogą powietrzną, jak w odrze czy ospie prawdziwej, ani poprzez skażone przedmioty.
Jako medycy nie dysponujemy w walce z tym zakażeniem żadnym lekiem ani szczepionką. Warto też podkreślić, że nie ma żadnych leków lub suplementów diety, które w udokumentowany sposób podnosiłyby odporność na infekcje wirusowe, w tym COVID-19; niedobór np. witaminy C rzeczywiście obniża odporność, ale jej nadmierna suplementacja nie podnosi już odporności powyżej pewnego plateau – przekonali się o tym boleśnie chorzy na AIDS. Zachowajmy dystans do reklam w tym zakresie.
Epidemiolodzy obliczają, że jeden zakażony przekazuje wirusa przeciętnie 2-5 kolejnym osobom. Niestety, źródłem zakażenia może być również osoba bez jakichkolwiek objawów chorobowych.
Analiza epidemiologiczna precyzyjnie przeprowadzona przez epidemiologów CDC z Atlanty (federalna służba epidemiologiczna USA) w grupie 445 osób z kontaktu z chorymi na COVID-19 wykazała, że ryzyko zakażenia w przypadku bliskiego kontaktu z pacjentem (przebywanie w tym samym pomieszczeniu, autobusie, sklepie etc.) wynosiła ok. 0,5%, a wśród osób mających bezpośredni intymny kontakt z chorym (domownicy, tzw. wymiana płynów ustrojowych) ryzyko to wyniosło około 10%. (https://www.cdc.gov/mmwr/volumes/69/wr/mm6909e1.htm?s_cid=mm6909e1_w)
Podstawowym narzędziem ochrony personelu medycznego pozostaje maseczka, szczelnie osłaniająca drogi oddechowe podczas badania pacjenta (przede wszystkim maskę powinien zakładać kaszlący pacjent!) i standardowe procedury dezynfekcyjne. Aby maseczka była przydatna – musi ściśle przylegać to skóry twarzy, stad prośba o zgolenie zarostu. Maseczka nie chroni w 100%, jednak zawsze w jakimś stopniu redukuje ryzyko zakażenia. Maseczka jest natomiast mało przydatna jako ochrona przed zakażeniem w miejscach publicznych, należy tu stosować tzw. etykietę kaszlu i kichania, często myć ręce wodą z mydłem i unikać kontaktu potencjalnie skażonych dłoni ze śluzówką ust i spojówkami.
Czasowo warto też rozważyć zastąpienie zwyczajowego podania ręki grzecznym ukłonem, a nawet zmianę nawyków religijnych np. poprzez przyjmowanie komunii św. na rękę oraz zaniechanie używania święconej wody.
Objawy chorobowe i wyniki podstawowych badań są niespecyficzne (gorączka, kaszel, limfopenia…), nie pozwalają na jednoznaczne odróżnienie COVID-19 od np. grypy typu A, ale ważnym narzędziem diagnostycznym wydaje się być tomografia komputerowa – niemal u 100% chorych wykazywano typowe zmiany radiologiczne, nawet przy braku subiektywnej duszności. Wykrywanie obecności wirusa ma znaczenie głównie dla celów epidemiologicznych, a nie wprost medycznych, postępowanie ściśle medyczne jest takie samo niezależnie od rodzaju wirusa – jeśli pacjent gorączkuje i kaszle ma być izolowany od innych (np. siedzieć w domu), a jeśli rozwija niewydolność oddechową to należy go wentylować mechanicznie czekając na cofnięcie się zmian zapalnych. Nieco inaczej jest w przypadku grypy – jeżeli ją potwierdzimy, mamy do dyspozycji leki dla chorego i szczepionkę dla osób z otoczenia.
Analiza przebiegu choroby u ponad 72 000 pacjentów w Chinach wykazała, że u 81% osób przebieg zakażenia jest łagodny, u 14% ciężki, u pozostałych 5% krytyczny.
Dzieci i młodzież stanowiły jedynie niespełna 2% chorych. 87% przypadków zakażeń dotyczyło osób w wieku 30-79 lat, ryzyko zgonu wynosiło ok. 2,3%, jednak u osób w wieku powyżej 80 lat było ono znacznie wyższe (14,8%). Seniorów trzeba chronić, podobnie jak osoby z niedoborami odporności (po przeszczepach, w trakcie chemioterapii, zakażone HIV).
Jedyną interwencją medyczną realnie zmieniającą historię naturalną tej choroby jest wentylacja mechaniczna chorych z niewydolnością oddechową.
Podkreślić należy, że zakażenia u personelu medycznego to jedynie 3,8% przypadków, przy czym w Wuhan było to aż 63% (!) chorych, jednak był to sam początek epidemii, a ponadto lokalne władze aktywnie blokowały informacje o pojawieniu się nowego zakażenia, czym zapewne uniemożliwiły części pracowników zastosowanie adekwatnych (choć prostych) środków ochrony osobistej.
Dostępne informacje sugerują, że obecna epidemia jest znacznie mniej ryzykowna niż miało to miejsce w przypadku pierwszej epidemii SARS w latach 2002/2003 – wtedy ryzyko zgonu wynosiło średnio 10%, a ponad 50% ofiar śmiertelnych stanowili medycy (szpital w Toronto!).
Niestety można przyjąć za pewnik, że w przyszłości czekają nas kolejne, rodzące się w Azji, epidemie zakażeń przenoszonych drogą powietrzno-kropelkową lub powstające w Afryce Subsaharyjskiej zakażenia szerzące się poprzez kontakt bezpośredni.
dr hab. Tomasz Smiatacz
kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych GUMed